niedziela, 24 grudnia 2017

Merry Christmas, Kiss my...



 


  Obudziłem się z uśmiechem na ustach. Wiedziałem, że to ten dzień. 24 grudnia - Święta Bożego Narodzenia. Nie było to co prawda święto obchodzone w Korei przez wszystkich, jednak ze względu na wiarę mojej rodziny, były to obchody wręcz obowiązkowe dla nas. Sam byłem wierzący, więc i świętowanie wydarzeń, w których istnienie wierzyłem od dziecka jak i przepiękna atmosfera w okół nakręcała mnie do wspólnego biesiadowania. Sprężystym ruchem wstałem z łóżka i w kilka sekund znalazłem się przy oknie w moim pokoju. Było wcześnie, pojedyncze promienie słońca przebijały się przez pojedyncze drzewa i budynki, a śnieg nieprzerwanie od wczoraj sypał. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem tak zasypany białym puchem Seul. To nakręcało mnie jeszcze bardziej. Bez dłuższego zastanowienie pobiegłem do łazienki, z wrażenia zapominając ubrań.
  Minęła niecała godzina od mojej pobudki. Stałem przed lustrem, układając włosy. To był ten dzień - dzień, w którym planowałem wyznać prawdziwą miłość mojemu kochankowi. Od prawie pełnego roku się spotykamy. I pomyśleć, że zaczęło się od jego pomyłki w pisywaniu numeru telefonu. Uważałem i nadal uważam, że był to czyn Boga, który chciał byśmy byli razem. On wiele razy mnie za to wyśmiewał i nazywał idiotą, jednak to nie przeszkadzało nam w utrzymywaniu stałego kontaktu. Nie przeszkadzało mi to, że był ateistą, tak samo jemu nie przeszkadzała moja wiara. Obaj jesteśmy gejami i na dodatek singlami. Jednak ja to chciałem dzisiaj zmienić. Chciałem z nim zostać na wieki, razem wziąć ślub i prowadzić szczęśliwe życie. Niestety na chwilę obecną Kościół nie wyrażał zgody na wiązanie przysięgą małżeńską par homoseksualnych, jedyna opcja to wzięcie ślubu cywilnego gdzieś na kontynencie Ameryki Północnej. Oprócz tego miałem już w planach zmianę nazwiska po ślubie.

-Państwo Choi Taemin i Choi Minho.

  Uśmiechnąłem się do własnego odbicia w lustrze. Liczyłam na to, że plan wypali. Dotychczas jedyne co nas łączyło to pocałunki oraz wspólnie spędzone chwile w łóżku. Nigdy nie zamierzałem czekać na to do ślubu. Wydawało mi się dziwne wstrzymywanie pożądania aż do rozpoczęcia związku upamiętnionego aktem małżeństwa.
  Będąc już gotowym, pozostało mi jedynie skierowanie się do kuchni, zjedzenie śniadania i podróż metrem do Incheon - miasta w którym mieszkał Minho. W pomieszczeniu przywitała mnie mama, która już dobrze wiedziała o moich planach. Jakiś czas temu powiedziałem rodzicom o mojej orientacji i tym, co wiąże mnie z Minho, oczywiście nie wspominając o stosunkach. Kobieta najwyraźniej musiała słyszeć, że już wstałem, sądząc po przygotowanym na stole śniadaniu. Podziękowałem jej buziakiem w policzek i zasiadłem do stołu. Relacje rodzinne były dla mnie bardzo ważne, a mama oraz babcie były jedynymi kobietami, które byłem w stanie pocałować.
  Dość szybko uporałem się ze zjedzeniem śniadania i posprzątaniem po sobie. Po pożegnaniu się ze starszą kobietą, ubrałem się w ciepłe, zimowe ubrania i ruszyłem pieszo w stronę stacji metra. Na szczęście nasz dom znajdował się niedaleko metra, więc spacerek nie był bardzo męczący. Rozglądałem się w okół, ciesząc się przepiękną atmosferą. Święta, choć w większym stopniu nie obchodzone na tle religijnym, zawsze przynosiły ze sobą kolorowe lampki, łańcuchy, bombki, choinki oraz grubych, ubranych na czerwono Świętych Mikołajów. W sklepach i w radiu nałogowo puszczano piosenki świąteczne, a papierki od różnych słodyczach witały nowe ilustracje typowe dla tych świąt.
  Po zejściu pod ziemię po schodach również zauważyłem wiele świątecznych ozdób. Kiedy stanąłem w kolejce do kasy, w celu kupienia biletu, usłyszałem w radiu znajdującym się przy okienku moją ulubioną piosenkę, którą puszczano w każde święta. Zacząłem mimowolnie nucić ją pod nosem, stukając nogą o ziemię w jej rytm. Tak mnie to pochłonęło, że nie zauważyłem, kiedy nadeszła moja kolej na kupno biletu. Zaprzestałem więc czynności, uprzejmie się przywitałem i poprosiłem jeden bilet do Incheon. Kobieta w kasie wręczyła mi go z uśmiechem i zaleciła, bym się spieszył, gdyż pociąg miał przyjechać za około trzy minuty. Podziękowałem więc pospiesznie i zacząłem biec w stronę peronu, pod który miał podjechać podziemny pociąg.

***

   Minęła prawie godzina, a ja już byłem w centrum portowego miasta. Dokładnie znałem drogę do domu Minho, nie raz spędzałem czas u niego, tak samo on u mnie. Mijałem znajome mi budynki, przyglądałem się aurze świątecznej, takiej samej jak w Seulu. Uśmiechając się przez całą drogę trwającą dwadzieścia minut do przypadkowych przechodniów, stanąłem przed wysokim wieżowcem. Minho pochodził z dość zamożnej rodziny, więc mogli sobie pozwolić na takie luksusy. Zawsze budynek robił na mnie wrażenie, a on przyznawał mi, że wolałby przeprowadzić się do niewielkiego domku jednorodzinnego. Zaśmiałem się wesoło, kierując się w stronę windy, która czekała już na parterze, jakby ktoś się spodziewał mojego przybycia. Po wejściu do sześciennej budki, nacisnąłem przycisk z cyfrą 8, a chwilę potem mechanizm się uruchomił, wioząc mnie na ostatnie piętro budynku. Kolejny raz podróż umilała mi świąteczna muzyka. Oparty o ściankę windy przymknąłem oczy, a na mojej buzi pojawił się uśmiech. Gdy jednak dojechałem na wybrane przeze mnie miejsce, otworzyłem oczy i skierowałem się korytarzem na lewo do drzwi z przybitą liczbą 30. Bez wahania zadzwoniłem dzwonkiem zamontowanym przy drzwiach i czekałem. Wiedziałem, że nawet w święta jego rodzice z którymi mieszkał pracowali do popołudnia, a więc nie było szans na spotkanie ich o tej godzinie.
   Drzwi się otworzyły, a w ich progu stał wysoki brunet, jak zawsze niezwykle przystojny. Spojrzał na mnie z góry, a chwilę potem na jego ustach pojawił się szeroki wyszczerz. Wciągnął mnie do mieszkania, zamknął drzwi, a chwilę później uniósł mnie w swoich silnych ramionach i przybijając mnie do ściany w powietrzu, wpił się w moje usta. Zamrczałem z zadowolenia, chętnie oddając pocałunki. Objąłem go dodatkowo rękoma i nogami, żeby nam obu było wygodniej, a ten cały czas przypierając mnie do ściany ułożył dłonie na moich pośladkach.

-Stęskniłem się za Tobą Taeminnie.

   Wymruczał tym swoim niskim głosem, przerywając przy tym nasze pocałunki. Wpatrywałem się w jego ciemne oczy, nawet nie zauważając kiedy przestałem czuć za moimi plecami ścianę, a zamiast tego miękkie siedzenia od kanapy.
   Westchnąłem z zadowolenia, kiedy ciemnowłosy ponownie zaczął obdarzać mnie gorącymi pocałunkami. Zaczynając od szyi, skończył na moim podbrzuszu. Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, zdjąłem mu szybkim ruchem bluzkę, tak jak to on mi zrobił kilkaset pocałunków wcześniej i powalając go na kanapę, to ja zacząłem go namiętnie całować po ciele. Tak więc z tradycji stała się zadość i uczciliśmy nasze pierwsze spotkanie tego dnia namiętnym, gorącym i tęsknym stosunkiem.

***

   Leżałem na szerokiej kanapie, wtulony w tors mojego partnera. Na mojej buzi nieustannie widniał szeroki uśmiech zadowolenia. Kochałem te chwile spędzone z Minho, a na myśl, że za jakiś czas będziemy to robić związani oficjalnym związkiem, mój uśmiech jeszcze się powiększył.

-Jesteś zadowolony.

-Jak zawsze!

   Wykrzyknąłem ze szczęścia, mocniej się wtulając w ciało wyższego. Ten zaśmiał się pod nosem, czochrając moje i tak roztrzepane na wszystkie strony włosy.

-Chodź pod prysznic Słodki.

   Zachęcił mnie, na co od razu się zgodziłem. Po stosunku wypadało się umyć, a wstyd nigdy nas nie zastawał, kiedy myliśmy się razem. W końcu podczas uprawiania seksu widzimy swoje nagie ciała.
   Minho umył się i wytarł ręcznikiem znacznie szybciej ode mnie. Nawet nie ubierając z powrotem ubrań, które przed moim przyjściem miał założone, owinął w okół pasa ręcznik i wyszedł z pomieszczenia, informując mnie że naleje nam wina. Ja się myłem jeszcze kilka minut, rozmyślając nad słowami, z których ułożę pytanie o związek. Wziąłem głęboki wdech, wychodząc spod prysznica i wytarłem się dokładnie. Ubierałem swoje rzeczy, a następnie zabrałem jeszcze jego ubrania złożone wcześniej w kostkę i poszedłem tam, gdzie Minho się znajdował. Nie zdołałem jednak dojść do kuchni, bo ciemnowłosy zagrodził mi przejście i zaprosił do salonu.

-Ubierz się, bo jeszcze zachorujesz i spędzisz święta w łóżku.

   Burknąłem, nadymając swoje policzki. Ten tylko zaśmiał się, stukając palcem mój policzek, przez co byłem zmuszony do wypuszczenia powietrza z zabawnym dźwiękiem.

-Taemin, dlaczego mnie odwiedziłeś? Zawsze pomagałeś rodzinie robić potrawy świąteczne i różne inne rzeczy. Przynajmniej tak mi to wszystko opowiadałeś.

   Zapytał mnie, wyciągają w moją stronę lampkę z winem. Zanim odpowiedziałem na zadane mi pytanie, stuknąłem się z nim szklanym naczyniem i upiłem kilka łyków alkoholu.

-Chciałem z Tobą porozmawiać o pewnej rzeczy.

   Odpowiedziałem, zaraz po tym wypijając całe wino, które mi dał. Jak człowiek jest wstawiony, łatwiej przekazać stresujące informacje. Wątpię, że jedna nalewka wina coś zdziała, ale już zacząłem, to nie muszę to skończyć.

-Od długiego czasu się znamy, obaj jesteśmy gejami i obaj nie mamy partnera. A nas jedynie łączy seks. Chciałem Cię zapytać, czy zaczniemy ze sobą chodzić?

   Zadałem mu pytanie, które planowałem zadać od dobrych paru miesięcy. Wreszcie to z siebie wyrzuciłem. Serce zaczęło mi szybciej bić, cały się spiąłem. Ale to nie możliwe, by się nie zgodził. Przecież musiał mnie kochać po tak długim nieoficjalnym związku. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, czekając na odpowiedź. Minho zaczął się głośno śmiać, a ja przez chwile zwątpiłem. Nie zgodził się? Nie, to nie możliwe. Na pewno się zarumieniłem mocno i to przez to wybuchł śmiechem.

-Co? Zabawnie wyglądam, jak mam czerwoną buzię, tak?

-Ja i Ty w związku? Taemin to najśmieszniejszy żart jaki kiedykolwiek usłyszałem.

   Wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem, niż na początku. Mnie jednak ta sytuacja nie bawiła. Czułem, jak przysłowiowo serce łamie mi się na kawałki.

-Minho, mówię poważnie...

Przerwał swój śmiech, po czym spojrzał na mnie jak na debila.

-Ja naprawdę Cię kocham i chcę być z Tobą w związku.

   Powiedziałem już mniej entuzjastycznie. W moim głosie zawitała powaga. Mierzyłem go zdenerwowanym spojrzeniem, a on dalej na mnie patrzył jak na głupiego. Do czasu, aż nie zaczął się znowu śmiać.

-A ja Cię nie kocham Lee Taemin. Jedynie co w Tobie kocham, to ciało, które mogę ruchać godzinami. Nigdy nie liczyłem na stały związek, najważniejsza jest dla mnie przyjemność. A skoro tobie się do podobało, nie zamierzałem tego zakończyć.

   W tym momencie nie wytrzymałem. Chwyciłem pobliską poduszkę i rzuciłem nią w jego twarz, a swoją szklankę do wina potłukłem na podłodze.

-To już nie będziesz miał jak czerpać ze mnie przyjemność. Odchodzę Choi Minho i nie licz na to, że kiedykolwiek wrócę do Ciebie.

  Now, I hope You're happy with yourself,

   Szybko zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem przez drzwi, trzaskając nimi głośno przy zamykaniu ich.  Dalej słyszałem jego głośny śmiech, nie wiedząc czy jest on prawdziwy, czy to tylko wytwór pochodzący z mojej głowy. Jednak mnie nie było ani trochę do śmiechu.

  'Cause I'm not laughing, 


   Nacisnąłem przycisk, który miał przywołać windę na ósme piętro. Tym razem musiałem troszkę dłużej czekać, zanim mogłem wejść do niej, gdyż pewnie znajdowała się na parterze. Zająłem się więc przeklinaniem pod nosem na tą ropuchę. Zawsze uważałem, że wygląda troszkę jak żaba, toteż nazywałem go Żabim księciem. Teraz nic nie opisywało go lepiej niż ropucha.
   Gdy winda zbawiennie przyjechała, bez wahania wszedłem do środka, chcąc jak najszybciej opuścić ten budynek i wrócić do domu. Zbyt wiele wspomnień wiązało się z tym miejscem. Niegdyś wracałem do tych chwil z uśmiechem na twarzy, teraz jak tylko o nich pomyślałem, zbierało mi się na wymioty. Spojrzałem na lustro, w którym zawsze robiliśmy sobie zdjęcia. W przypływie złości zamachnąłem się, by rozbić lustro, jednak zdążyłem powstrzymać się przez mocnym uderzeniem o ścianę windy. Spojrzałem się morderczym spojrzeniem na wyimaginowanego Minho w lustrze, stojącego obok mnie.

  Don't you think it's kind of crappy, 

   Po zjechaniu na parter, szybkim krokiem ruszyłem do wyjścia z wieżowca, by następnie ruszyć chodnikiem na stację metra. Nie oglądałem z fascynacją ozdobionego miasta, nie wywoływało to u mnie takiej euforii jak na początku dnia. Zdenerwowany kopnąłem zaspę śnieżną usypaną przy chodniku, warcząc pod nosem.

  What you did this holiday? 

   Jak na złość sypiący śnieg sypał jak wcześniej, a na dodatek wpadał mi na twarz i za kurtkę. Choć zawsze z wesoło uśmiechniętą buzią chodziłem w taką pogodę, tym razem okryłem kapturem szczelnie moją głowę i przyspieszyłem kroku, by jak najszybciej znaleźć się w metrze, gdzie żaden płatek śniegu nie zawita na mnie.
   Tak samo jak w Seulu, podszedłem do okienka z biletami, gdzie kupiłem bilet powrotny. Słyszałem jak sprzedawczyni mówi mi na pożegnanie "Wesołych świąt", na co nie zareagowałem szczególnie. Nie były już szczęśliwe, wszystko przez tego wyrośniętego bruneta. Pociąg miał przyjechać dopiero za niecałe piętnaście minut, tak więc usiadłem na ławce obok toru, którym miał przyjechać i beznamiętnie wpatrywałem się w ścianę przede mną.
   Z pociągu, który miał przyjechać kilka minut przed tym moim wysiadła kobieta, która zaczęła się rozglądać we wszystkie strony, jakby kogoś szukała. Nie trzeba było długo się zastanawiać, na kogo czeka, gdyż można było usłyszeć czyiś męski głos. Przyglądałem się im przez pewien czas, jak pobiegli w swoją stronę, przytulili się, pocałowali. Mężczyzna wręczył swojej partnerce kwiaty, ponownie ją całując. Zacisnąłem mocno ręce w pięści, znowu przypominając sobie o Minho. Liczyłem na stały związek, kochałem go, byłem pewny że on mnie również kocha, a ten tylko zaśmiał mi się w twarz, mówiąc okrutną prawdę.

  When I gave you my heart,

    Po chwili w rękach mężczyzny znalazł się kolejny przedmiot - niewielkie pudełko, zawinięte w czerwony papier do pakowania prezentów. Partnerka wzięła z zaciekawieniem prezent, zaczynając zrywać z jego ścianek folię. Musiała w środku znaleźć coś niezwykle pięknego, gdyż spojrzała na swojego chłopaka, przykładając dłonie do ust. Szybko się domyśliłem, co to, gdyż mężczyzna wziął od niej pudełko i wystawił w jej stronę dopiero po uklęknięciu na jedno kolano. W okół ich zebrała się grupka ludzi, zainteresowana całym zdarzeniem.

  You ripped it apart, 

   W tym momencie nie wytrzymałem, byłem zazdrosny o to, że wszyscy w okół się cieszą, a ja zostałem wystawiony do wiatru. Jedynym szczęściem, które się dziś do mnie uśmiechnęło był pociąg, który właśnie przyjechał na stację, a ja bez wahania wsiadłem do środka, nawet nie odwracając się w stronę grupki, która zaczęła wiwatować po pozytywnej odpowiedzi kobiety. Usiadłem tylko na wolnym miejscu, wpatrując się w okno, za którym wyraźnie było widać ceglaną ścianę.

  Like wrapping paper trash, 

   Kiedy dotarłem do domu, beznamiętnie wszedłem przez drzwi wejściowe. Moja rodzina była pochłonięta świątecznymi przygotowaniami i nikt nie zauważył, że wróciłem. To dobrze, bo nie chciałem psuć ich wesołego humoru i świątecznej atmosfery. Jak najszybciej udałem się do swojego pokoju, w którym się zamknąłem, a swoje kroki skierowałem w stronę łóżka. Położyłem się na nim na plecach, chowając twarz w dłoniach. Przez długi czas naprawdę intensywnie myślałem, czym zająć moją głowę, by przestać myśleć o Minho. Niestety, kiedy wcielałem wymyślone plany w życie, nie mogłem wyprzeć myśli o brunecie. Postanowiłem więc wyżyć się twórczo, wykorzystując go do tego. Padło na śpiewanie, więc wymyślałem sobie tekst opisujący to, co nas wcześniej łączyło i co się stało kilka godzin temu.

So I wrote you a song,

   Wyjąłem z szuflady w biurku zdjęcia z Minho i przeglądałem je sobie, przypominając sobie okoliczności robienia ich z nim. W między czasie ułożyłem słowa piosenki tak idealne, że nie mogłem się powstrzymać przed napisaniem ich. Wybrałem najładniejsze wywołane zdjęcie, na którym chłopak obejmował moją szyję ramieniem, stojąc obok mnie, a ja trzymałem jego dłoń. Wziąłem do ręki długopis i na odwrocie zapisywałem wymyślone słowa. Po skończeniu wziąłem kawałek papieru do rąk i zacząłem czytać wszytko na głos, nie wypadając z rytmu ułożonego w głowie.

  Hope that you sing along, 

   Moja mama otworzyła drzwi, by poinformować mnie, że niedługo rodzina przyjedzie i mam się szykować. Od razu poszedłem się przebrać i ułożyć włosy, by elegancko wyglądać na rodzinnych zdjęciach, będących naszą tradycją. Na białą koszulę nałożyłem sweter bez rękawów, który babcia uszyła mi rok temu, dobrałem pasujące spodnie, a włosy zaczesałem do tyłu. Zadowolony z efektu, przed zejściem do salonu zerknąłem ostatni raz na biurko. Wziąłem z niego zdjęcie z zapisanymi zdaniami piosenki i przejrzałem je wzrokiem z uśmiechem.

  And it goes,

    Odwróciłem kartkę z powrotem na stronę, gdzie było wydrukowane nasze zdjęcie i przejechałem dłonią kilkakrotnie po Minho.

  "Merry Christmas,

    Chwyciłem zapalniczkę, którą zawsze podpalałem świeczki zapachowe w moim pokoju i przyłożyłem ją do zdjęcia. Przytrzymując przycisk, który wydał z siebie charakterystyczne pstryknięcie, nakierowałem ogień na krawędź papieru przy głowie Minho. Papier powoli zaczął się zwęglać, a ja gdzieś w głębi serca liczyłem, że zadziała to jak laleczka VooDoo, wywołując rany od ognia na prawdziwym Minho. Ale jednocześnie czułem ogromny smutek, żal, rozpacz... Gdyby moje serce nie było mięśniem, na pewno byłoby potłuczone na milion kawałków. Z pewnością przez najbliższy czas będę ogromnym hipokrytą, który raz płacze, a chwilę potem planuje zemstę z czystą satysfakcją. W tym momencie jednak wygrywała złość i nienawiść. Gdy uznałem, że już starczy tego palenia, zgasiłem ogień w zapalniczce, potrząsnąłem kilkukrotnie papierem, by zgasić pojedyncze płomienie, które ostały się na zdjęciu i odłożyłem je na biurku razem z zapalniczką. Ostatni raz spojrzałem na swoje odbicie i z satysfakcjonującym uśmiechem skierowałem się do salonu.

  Kiss my ass" 



~*~

Witam Was w to wigilijne popołudnie. Mam nadzieję, że cieszycie się rodzinną, świąteczną atmosferą.

Jeśli ktoś zdołał to przeczytać - bardzo się cieszę. To pierwszy raz, w którym otwarcie zaspoilerowałam coś, co się stanie w opowiadaniu. Jednak było to bardzo konieczne, gdyż nie chciałam by osoby gorzej radzące sobie z wydarzeniami sprzed tygodnia dobiły się tą smutną historią. Dotychczas święta kojarzyły mi się z piosenką All time low "Merry christmas, kiss my ass" i do głowy przyszedł mi taki ficzek. Nie spodziewałam się, że opublikowanie go teraz będzie mogło wywołać takie smutne emocje.

No cóż, nie będę Was tu przetrzymywać, liczę że wesoło spędzicie czas z rodziną, nigdy Wam się nie przydarzy historia jaką napisałam i że następny rok będzie szczęśliwy.

poniedziałek, 16 października 2017

Informacja


Witajcie czytelnicy! 

Nie mam zielonego pojęcia, czy ktoś jeszcze pilnie oczekuje, czy na moim blogu pojawią się nowe opowiadania (statystyki mówią mi niestety tą negatywną prawdę, ale zawsze mogę się mylić). Nie wiem również, czy ktokolwiek pamięta jeszcze o istnieniu tego bloga, najwyżej jak psychopatka będę pisała tu sama do siebie.

Poniżej znajdziecie informacje, co zamierzam zrobić z tą stroną, z opowiadaniami i czy w ogóle żyję. 

Blog:

Ze względu na to, że 7 lipca bez problemu dostałam się do wybranej przeze mnie szkoły ponadgimnazjalnej, na kierunku grafik komputerowy, z czasem będę poznawała tajniki tworzenia zdjęć, stron internetowych i raczej większości rzezy, które pomogą mi w odnowieniu tego mojego małego miejsca na świecie. Tak więc możecie się powoli żegnać z zielonym motywem tego bloga. Pewnie zmiana tak szybko nie nastąpi, ale zawsze mogę mieć nadzieję, że szybko osiągnę sukces.

Opowiadania:

   Jest to chyba rzecz, która najbardziej Was interesuje. Otóż będzie parę zmian, będą nowe fanfiki, postaram się też o systematyczność oraz zmianę pisowni.
   Przede wszystkim do renowacji przystąpi "Zawiodłem się na Tobie". Powiem jedynie, że kiedy to pisałam, miałam o wiele inny plan, sądziłam że wyjdą z tego dwie części, ale skróciłam to w głowie do jednej. Zachowania bohaterów się troszkę zmienią i przede wszystkim, nie będzie trzeba długo myśleć, by zrozumieć, o co mi chodziło. "Tajemnicą" możecie się nacieszyć do końca istnienia aktualnego wizerunku bloga. Po tym, opowiadanie całkowicie zniknie z tego miejsca. Nie pamiętam, co krążyło po mojej głowie, kiedy to pisałam, najprawdopodobniej jedynie jedna akcja, co wynika po tym, że po napisaniu 3 rozdziału zatrzymałam się i zawiesiłam opowiadanie. Rozmyślam też, czy nie usunąć tego wcześniej, ale nie jest to ostateczna decyzja.
   W ciągu tych wakacji oraz minionego roku szkolnego przemyślałam sobie losy "Martwego zła". I mogę się pochwalić... MAM POMYSŁ NA OSTATNI ROZDZIAŁ! Wszystko sobie poukładałam w głowie, wiem co i jak, teraz muszę znaleźć chęci, by napisać rozdział. Nie będzie on raczej tak długi, jak na przykład drugi rozdział, jednak ważne że się doczekacie.
   W tym czasie zdążyłam również wymyślić kilka kolejnych opowiadań, jedno już mam ogromną chęć napisać, ale pierwsze skończę "Martwe zło".
   Jeśli chodzi o systematyczność, zmieniam rodzaj wstawiania rozdziałów. Przekonałam się bardzo dobrze, jak to jest, kiedy chcę coś pisać na bieżąco, *ekhem..* Martwe zło... *ekhem..* tak więc na początku będę pisać całe opowiadanie, dopiero po skończeniu go będę wrzucać rozdziały tak często, jak to sobie zaplanuję.
   Co do zmiany pisowni, mam w planach wszystko lepiej opisywać, nie powtarzać się co kilka zdań i robić bardziej rozbudowane opisy. W sumie, już teraz można zauważyć różnicę między stylem w "Tajemnicy" a tym postem z informacjami.

Czy żyję?:

Owszem, żyję, jednak lenistwo mnie zjada. Nieoficjalnie umarłam na Asku, moje prywatne social media jak facebook czy instagram od dłuższego czasu nie mają nowych aktualności, a na snapchacie wysyłam coraz mniej zdjęć. Jednak, mimo tego że i na blogu i na moim wattpadzie publikuję te same opowiadania, tam jestem bardziej aktywna. Czytam czyjeś ff, komentuję, gwiazdkuję, tak więc możecie tam wpaść. Ostatnio zostałam dwa razy nominowana, co mnie bardzo ucieszyło. A jeśli chcielibyście wymienić się ze mną kilkoma wiadomościami, bardzo chętnie odpiszę. ^^

Niezmiennie moja nazwa to KocurekBummie.


Nie mam Wam już nic więcej do powiedzenia. Trzymajcie się i oczekujcie zmian! ♥

poniedziałek, 4 września 2017

Martwe zło - Rozdział 5


~*~

   Kibum wpatrywał się oszołomiony w odrażający widok przed nim. Krzyczał w myślach, by odwrócić wzrok od martwego ciała starszego przyjaciela, od odciętej ręki, od ogromnej plamy krwi. Jednak coś mu to uniemożliwiało, nie potrafił odwrócić wzroku, mimo ogromnej chęci. Jego całą twarz była już mokra od łez, delikatne kreski namalowane eyelinerem wyraźnie się rozmazały, nie będąc już tak idealne, jak rano, kiedy jeszcze zaspany szykował się do wyjazdu w to miejsce. W miejsce, które przewróciło jego życie o 180 stopni. Zaczął sobie podszczypywać skórę na przedramieniu, jakby miało to go wybudzić z koszmaru. Nic to jednak nie dawało. Zrezygnowany po nieudanych próbach podniósł się z podłogi, od razu opierając się o ścianę, gdyż zakręciło mu się w głowie. Wziął głęboki wdech i na chwiejnych nogach skierować się do salonu. Jego uwagę przykuł pistolet, który leżał na stoliku, zaraz obok księgi z ludzkiej skóry. Usiadł wolno na kanapie i przecierając wcześniej oczy, wziął broń do ręki. W dzieciństwie chodził po szkole na strzelnicę, ponieważ bardzo go to kiedyś interesowało. Przed pójściem do podstawówki nawet chciał w przyszłości zostać żołnierzem, jednak historia wypisała mu inny los, co nie zmieniło faktu, że teraz po chwili zapoznania się z bronią, mógłby oddać celny strzał. Po otworzeniu magazynku ujrzał pocisk. Najwidoczniej cztery pozostałe naboje zostały już wystrzelone, a jemu został ostatni. Jeśli miałby użyć broni, musiałby oddać jeden celny i pewny strzał. Inaczej czekałaby na niego jedynie śmierć. Złożył z powrotem broń i odstawił ją na bok, by w razie czego była gotowa do zadania śmiertelnego ciosu. W tym czasie otworzył księgę i próbował znaleźć jakieś cenne informacje.

-Tak wiec, by uratować opętaną przez to osobę trzeba ją spalić, roztrzaskać głowę, albo zakopać żywcem? Fajny ratunek, szkoda tylko, że kończy się on śmiercią tej osoby.

   Mówił sam do siebie lekko załamującym się głosem, uśmiechając się głupkowato. Ta cała sytuacja wyraźnie źle odegrała się na jego psychice. Jednak po przeanalizowaniu kolejnej strony, momentalnie przybrał poważny wyraz twarzy. Znajdowała się tam informacja, że jeśli osoba przed przemianą zostanie zabita, ale zdążyła zostać zarażona, tak czy siak się przemieni. Przypomniał sobie śmierci przyjaciół. Taemina spalono w kominku, Minho rozwalono głowę, a Onew... Onew poderżnął sobie gardło. Ale infekcja zdążyła już się przedrzeć do jego całego ciała. Momentalnie się poderwał na nogi, ale po odwróceniu się w stronę wejścia do kuchni, zauważył Jinkiego, wpatrującego się w niego tymi bursztynowymi oczami. W jego rany na szyi i ręki nie wypływała krew, bardziej jakaś śliska, czarna wydzielona. Momentalnie chwycił do ręki broń i wycelował w stronę głowy lidera, wskazujący palec układając na spuście. Do nieżywego celu w taki sposób wstrzeliłby bez problemu, teraz jednak widząc przed sobą starszego mężczyznę zaczęła mu drżeć ręka, więc chwycił pistolet w obie dłonie. Przełknął znowu ślinę, wolno się cofając, a otwór od lufy skierowany był prosto w głowę Jinkiego.

-Nie jesteś już Onew... Nie jesteś już liderem tego zespołu. Jinki już dawno odszedł z tego świata. Nie nabiorę się na Twoje teatrzyki suko!

   Krzyknął, celując tak, by idealnie trafić w głowę Onew, którym zawładnęła nadprzyrodzona siła. Przełknął ślinę, modląc się, by to skończyło się jak w tych wszystkich amerykańskich filmach akcji.

-On nigdy by nas nie skrzywdził.

   Powiedział, a chwilę potem pociągnął za spust, trzymając broń tak, by nie spudłować. Zamknął potem oczy, słysząc nawet jak serce mo głośno łomocze. Dopiero po kilku sekundach, kiedy usłyszał dźwięk upadającego ciała zdołał otworzyć oczy. Wypuścił powietrze z płuc, kiedy zauważył, że jego strzał był celny.

***

   Wziął do ręki latarkę, a do drugiej ostry nóż. Zdążył już uspokoić się i przygotować wszystko na podwórku. Wykopał dół, gdzie musiał zakopać Jonghyuna, zostawił tam też łopatę. Na szczęście nie padało na dworze, jednak ziemia wciąż była mokra. Uspokajając się również, zakrył prześcieradłami i kocami ciała przyjaciół, oraz postawił przy nich zapalone świeczki. Teraz stał nad zamkniętą klapą do piwnicy, głęboko oddychając. Dopiero po kilkuminutowej walce z samym sobą otworzył ją i włączył latarkę. Świecąc nią po niższym pomieszczeniu nie zauważył sylwetki starszego, jednak wyraźnie słyszał, jak chodzi gdzieś po pomieszczeniach, nieustannie w coś wpadając. Key zaczął wolno kierować się po schodach na dół, rozglądając się, czy nigdzie nie ma Jonghyuna. Wolno postawił nogę na drewnianej podłodze, jednak kiedy ta głośno zaskrzypiała, przeklął cicho pod nosem. Przypuszczając, że pewnie opętany chłopak to usłyszał, zaczął chodzić po pomieszczeniach, szukając wspomnianego przez lidera akumulatora. Otworzył wolno chyba już czwarte drzwi, a dostrzegając coś, co mogło być tym akumulatorem, już chciał chętnie się skierować w tamtą stronę.
   Nie było mu to jednak dane, ponieważ usłyszał za sobą dźwięk, do złudzenia przypominający taki, jaki wydawały z siebie zombie we wszystkich filmach i grach. Odwrócił się szybko w tamtą stronę, w ostatniej chwili robiąc unik przed atakiem Jonghyuna. Niefortunnie upadł na brzuch, a latarka oraz nóż wypadły z jego rąk i porozrzucały się kilka metrów od niego. Chciał się doczołgać w ich stronę, jednak rzucił się na niego opętany chłopak. Zaczął się szamotać, by chociaż przekręcić się na plecy, co mu na szczęście wyszło. Odepchnął od siebie głowę chłopaka, chroniąc się przy tym przed wgryzieniem się w jego skórę. Zagryzł wargę, by chwilę potem uderzyć go z łokcia w twarz i wykorzystując jego zdezorientowanie, odepchnął go nogą. Próbował przy tym dosięgnąć do noża, by móc się w końcu wyrwać. Ale został przybity do podłogi, kiedy jego ręka znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od rączki ostrej broni.

-No Bummie, nie daj się prosić. Daj buzi~

   Usłyszał głos Jonghyune. Dobrze wiedział, że to nie powiedział on. To ten demon czy inne gówno go tak zmanipulowało. Zobaczył, jak twarz platynowłosego niebezpiecznie zbliża się do niego z wystawionym językiem i lekko rozchylonymi ustami.

-Nigdy w życiu!

   Warknął Kibum, chwilę potem wbijając mu nóż w szyję i bez problemowo odepchnął jego ciało na bok. Nie mógł tracić czasu, więc nawet nie zabierając latarki ani nie wyjmując noża pobiegł do pomieszczenia, gdzie był akumulator. Przyzwyczaił się już do ciemności panujących tutaj, więc brak latarki mu nie przeszkadzał. Zauważając stół, przysunął go do drzwi, by chociaż na chwilę je zablokować. Potem zaczął szukać czegoś, co według lidera mogłoby się nadać na defiblyrator. Znalazł jakieś metalowe płytki z podpiętymi kablami, więc uznał to za wspomniane części. Słysząc po chwili, jak Jonghyun próbuje się dobić do drzwi, zaczął szybko zbierać wszystkie potrzebne rzeczy.
   Chwilę potem napastnik otworzył drzwi, przy tym przesuwając ławę. Key podziękował w duchu, że stół przesunął się tak, że stworzył ścianę, którą trzeba było ominąć, żeby Jjong dorwał się do niego, kiedy stał po jej drugiej stronie. Miał do tego przewagę ruchową, bo zauważył, że Jonghyun nie potrafi tak sobie przeskoczyć przez blat stołu. Wykorzystując to, wybiegł przez otwarte drzwi na korytarz prowadzący do schodów.

-Jak tak bardzo chcesz mnie pocałować, to chodź! Nie rozmyśliłeś się chyba, prawda?

   Zawołał głośno, a widząc jak sylwetka opętanego chłopaka wyłania się zza drzwi, zaczął biec to schodów, po których zaczął wbiegać szybko. Jednak przed tym, jak już chciał wychodzić, nieoczekiwanie jakby ktoś znajdował się w pomieszczeniu, klapa się zamknęła. Przeklął głośno, zaczynając napierać na nią, żeby ją otworzyć, ponieważ nie miał gdzie odłożyć potrzebnych rzeczy. Widział też, jak Jonghyun zbliża się do chodów, by chwilę potem zacząć się już na nie wspinać. Myśląc bardzo szybko, postawił akumulator na podłodze, kiedy odpowiednio szeroko otworzył klapę i wypchnął go daleko, robiąc to samo z  metalowymi płytami. Mając wolne ręce, otworzył mocnym pchnięciem klapę, cudem powstrzymując się przed upadkiem ze schodów, kiedy Jonghyun chwyci go za nogę. Trzymał się mocno schodów, a wolną nogą ostatecznie kopnął mocno napastnika w głowię, w rezultacie zrzucając go ze schodów na dno piwnicy.

-Przepraszam...

   Powiedział cicho, wyczołgując się z kwadratowego otworu. Rozejrzał się szybko, a potem chwycił jakąś chustę i stanął przy wejściu do piwnicy, od tylnej strony. Chciał go zajść od tyłu, a kiedy mu się to udało, przycisnął mocno chustę do jego szyi, wcześniej oczywiście mu ją zaplątując na niej. W rezultacie starszy zaczął się dusić, by chwilę potem nieprzytomnie upaść na podłodze. Na szczęście nie przestał oddychać, więc jeszcze była szansa na uratowanie go. Chwycił ręce swojego chłopaka i zaczął go ciągnąć w stronę wyjścia. Było to trudne zadanie, gdyż nie należał do bardzo silnych osób, a Jonghyun mimo i tak nie wielkiej wagi był dla niego ciężki. Zamknął oczy i przygryzł wargę, kiedy przypadkowo na schodkach go puścił i jego ciało ponownie sturlało się ze schodów na ziemię. Zauważając przy tym, że niedługo odzyska świadomość, założył mu na głowę foliową reklamówkę, a potem mógł go włożyć do dziury. Ukucnął przy jego ciele i chwycił w dłoń jego rękę, drugą gładząc go po policzku.

-Zaraz będzie dobrze Kochanie. Wyciągnę Cię z tego.

   Powiedział spokojnie, puszczając go. Wyprostował się, a chwytając potem łopatę, zaczął go zakopywać pod ziemią. Kolejny raz nie mógł powstrzymać łez spływających po jego policzkach.
   Kiedy jego chłopak znajdował się pod całą wykopaną wcześniej ziemią, Key rzucił łopatę na bok i spuścił głowę.

-Będzie dobrze...

   Zapewniał się cicho, choć w głębi duszy coś mu mówiło, że jednak tak nie będzie. Skierował się w stronę domu, by wziąć wszystko co miało mu pomóc w przeprowadzeniu AED.

***

   Siedząc teraz tak przy nim, zastanawiał się tylko, kiedy go wykopać. Kiedy stwierdził, że odpowiednio dużo czasu minęło, zaczął wykopywać ostrożnie ziemię. Po przetarciu ręką jego twarzy osłoniętej foliową reklamówkę, zauważył że wygląda tak samo, jak przed tymi wszystkimi wydarzeniami. Czując nagły przypływ adrenaliny, zaczął go szybko wykopywać, a potem wysunął go na równą powierzchnię. Zdjął mu szybko siatkę w głowy, by chwilę potem zdjąć mu bluzkę i podłączyć wszystko do akumulatora. Chwycił odpowiednio metal, by sam się nie porazić prądem i próbował przywrócić Jjonga do życia. Jadnak kiedy po kilkunastu strzałach nie przynosiło to rezultatów, zaczął tracić wiarę. Nawet stwierdził, że ten prąd jest pewnie za słaby i zaczął wykonywać podstawowy masaż serca. Potem brał głębokie wdechy, by zrobić mu efektywne usta-usta. Gdy jednak stracił już siły, a nie przynosiło to rezultatów, przytulił się do klatki piersiowej swojego chłopaka, mocząc ją swoimi łzami.

-Strasznie cię przepraszam...

   Wyszlochał, zaciskając łapki mocno na jego ramionach. Nie mógł dopuścić do siebie informacji, że już go nie ma. Jego największej miłości. Że to on go zabił, skrzywdził, zranił, zakopał żywcem. Przechodziły go nieprzyjemne dreszcze, a do głowy wracały wszystkie wspomnienia. Ich pierwsze spotkanie, wyznanie miłości, pierwszy pocałunek, pierwsza randka, pierwszy stosunek. Nawet przypomniały mu się te gorsze dni, jednak przeważały te szczęśliwe. Pamiętał, jaki był szczęśliwy jeszcze kilka godzin temu, a potem nastąpiło samo cierpienie. Nie minęła chwila, kiedy wspomnienia zastąpiły myśli samobójcze. Wiedział, że musi to być coś, przez co będzie cierpiał. Cierpiał tak, jak Jonghyun w ciągu tych kilkunastu godzin. Był już gotowy wcielić swój plan w życie, jednak usłyszał głos Jonghyuna.

-Bummie, hey, spójrz na mnie.

   Podniósł głowę, rozglądając się w okół. Nie przesłyszało mu się, był to głos jego chłopaka. Jednak po spojrzeniu na jego ciało, to ani drgnęło. Ale dalej słyszał te głosy. Bardzo wyraźnie je słyszał.

-No już, budź się.

   Poczuł jakieś szturchanie. Zamknął na chwilę oczy, a kiedy je otworzył, widział czyjeś rozmazane sylwetki. Potem znowu był zmuszony je zamknąć, bo ktoś je dotknął ręką i przetarł. Kiedy mógł je z powrotem otworzyć, zauważył Jonghyuna, tulącego go do siebie mocno.

-D-Dino... - wyszlochał cichutko Kibum, zaciskając mocno łapki na ubraniu starszego i zamknął oczy.

-No już, uspokój się. To był tylko zły sen. - mówił do niego platynowłosy, gładząc młodszego po głowie.

~*~

Dziękuję Wam, że czekaliście na ten nieszczęsny, ostatni rozdział. No i oczywiście mam nadzieję, że osoby, które mnie obserwują zostaną ze mną na dłużej~ ^^

piątek, 6 stycznia 2017

Honor czy wstyd?

Paring: JongKey
Gatunek: Angst
Ostrzeżenia: Brak
Rodzaj: Oneshot




~*~

-Kibum, odłożysz bronie? Generał nas prosił o pomoc z nowymi żołnierzami. 

Już kolejny raz słyszę podobne słowa. Znowu Jonghyun, Onew, Taemin i Minho proszeni są o pomoc. A co ze mną? Dlaczego mnie nigdy nie prosi o pomoc od pewnego czasu? Przecież nasza piątka jest równie silna, mamy ten sam stopień, a i tak jestem traktowany inaczej. 

-Nie ma problemu. Będę czekał w pokoju.

Posyłam im przyjazny uśmiech, a po zabraniu broni, kieruję się do magazynu. Oczywiście uśmiech ten nie był szczery, tylko w 100% wymuszony. 

***

 -Musimy zabrać naszych najsilniejszych żołnierzy na zbadanie terenu. Najprawdopodobniej znajduje się tam kilka aktywnych min, blisko terenu zabudowanego.

Słyszę zdanie z rozmowy między generałem a dowódcą naszego oddziału. Może nareszcie mnie zauważy, skoro przechodzę niedaleko nich z Onew i Minho?

-Lee Jinki, Choi Minho, zawołajcie Lee Taemina i Kim Jonghyuna i powiedzcie, by wstawili się tutaj jak najszybciej.

Zwraca się do nich dowódca. Dziwię się, kiedy nie wypowiada on mojego imienia i nazwiska, jednak tego nie ukazuję. 

-Dowódco, czym ja mam się zająć?

Pytam, stojąc na baczność tak jak stojący obok mnie przyjaciele. Starszy od nas mężczyzna wyraźnie się zamyślił.

-Ty, żołnierzu, możesz sprawdzić, czy rekruci radzą sobie nareszcie z musztrą.

Wbijam w dowódcę wzrok mówiący "To są jakieś żarty, tak?", nie panując nad emocjami. Musiał to jednak zauważyć, sądząc po jego zdenerwowanym spojrzeniu kierowanym w moją stronę.

-Kim Kibum, masz w tej chwili skierować swoje cztery litery z dala ode mnie i wykonać rozkaz!

Zwraca się do mnie donośnym głosem, słyszalnym praktycznie na całym terenie naszej jednostki. Zauważam, jak spogląda zdenerwowany na grupkę gapiów, którzy zebrali się przy nas. 

-Jung Hoseok, masz przypilnować tego żołnierza, by potem zrobił 50 kółek w okół bazy, z pełnym plecakiem na plecach, śpiewając do tego jak najgłośniej potrafi hymn Korei.

Co za upokorzenie. Nie dość, że musi pilnować mnie żołnierz niższego stopnia, to do tego jeden z nielubianych przeze mnie. Żyć nie umierać. 

***

 -Jongie~ Skoro chłopaków nie ma i nie wrócą przez najbliższe dwie godziny, może porobimy coś razem?

Pytam się starszego ode mnie, obejmując jego szyję, kiedy stanąłem przed chwilą za nim. Przybliżam się do jego ucha, na którym składam namiętny pocałunek. 

-Nie teraz Bummie. Muszę na jutro napisać 7 stron ważnych dokumentów. Bardzo mi przykro.

Zostaję odepchnięty od niego, a potem on wraca do pisania papierów. Od kiedy praca jest ode mnie ważniejsza? Rozumiem, że będąc żołnierzami nie mamy dużo czasu wolnego, ale kilka minut go nie zbawi. Odwracam się do niego tyłem i kładę na moim łóżku. Nigdy tak wcześnie nie chodzę spać, już nawet ignoruję fakt, że leżę w moim łóżku nieumyty, ubrany w przepocony mundur. To do mnie nie podobne, jednak ignoruję to. Kładę się na na środku mojego łóżka i owijam szczelnie kołdra, dając starszemu do zrozumienia, że nie mam zamiaru dzisiaj dzielić z nim łóżka, ja to robimy co noc. 

***

 Kieruję się na miejsce, gdzie zaczynamy poranny trening. Na szczęście nie ma dzisiaj żołnierza, który prowadzi go w naszym oddziale, więc będzie to dzisiaj robił Jonghyun. Kilka dni temu miałem wysoką gorączkę i nie byłem w stanie się nawet przekręcić na drugi bok bez niczyjej pomocy. Dopiero dzisiaj temperatura mi spadła do takiego stopnia, że jestem w stanie ćwiczyć. Co prawda dalej przy dużym wysiłku strasznie się męczę i zaczynam kaszleć, ale Jong powinien to zrozumieć.

-Dobra, na rozgrzewkę 30 kółek po ścieżce.

Mówi do nas wszystkim stanowczym głosem. Wszyscy wykonujemy polecenie i kierujemy się truchtem w wyznaczone miejsce. Na razie jest dobrze, co prawda już ciężej mi się oddycha, ale prawdziwy żołnierz walczy do końca. Dopiero po przebiegnięciu 3 kółek zaczynam czuć się tak źle, że muszę się zatrzymać i oprzeć rękami o kolana. Po chwili podbiega do mnie Jonghyun, który ruszył za nami truchtem dopiero, kiedy oddaliliśmy się od niego o kilka metrów. Będąc przekonanym, że czeka na mnie, aż odsapnę, wolno podnoszę się do góry i opieram o jego sylwetkę. 

-Co Ty robisz żołnierzu?

Słyszę stanowczy głos, a chwilę potem zostaję odepchnięty. Wbijam w niego swoje zdziwione, kocie oczy.

-Masz dogonić tamtą grupkę żołnierzy, którzy pobiegli dalej. Nie jesteś chyba babą, co?

Czuję, jak do oczu napływają mi łzy. Stoję tak w miejscu przez chwilę, ale czując, jak pierwsza łza zaczyna spływać po moim policzku, odwracam się od niego i kieruję się sprintem w dalszą drogę. Spływające po moich policzkach łzy cały czas mi przeszkadzają, jak i katar, zbierający się w moim nosie, ale ignoruję to. Staram się uciec od niego jak najszybciej. Nie wierzę, że mój chłopak, który kilka dni temu zajmował się mną jak nikt inny, teraz każe mi robić takie rzeczy. Dopiero po kilku minutach zdaję sobie sprawę, jaki błąd popełniłem, w momencie kiedy upadam na ziemię i zaczynam kaszleć jak opętany. Mam wrażenie, że zaraz się przez to uduszę. Ściemnia mi się przed oczami i dalej nic nie pamiętam. Budzę się po dopiero po dłuższym czasie na łóżku, obok którego siedzi lekarka wojskowa. 

***

Staję na ogromnym placu, na początku grupy stojących wszystkich żołnierzy z naszej jednostki. Nie znamy przyczyny tej zbiórki. Dopiero po chwili staje przed nami generał i kieruje wzrok w naszą stronę. 

-Zauważyliśmy w okolicach Paju przy granicy z północą niewielki obóz wroga. Trzeba ich stamtąd jak najszybciej wypędzić, zanim przyniesie to negatywne skutki. Żołnierze, którzy biorą udział w tej misji to: Kim Jonghyun, Lee Jinki, Choi Minho, Lee Taemin, Kim Kibum...

Przestaję słuchać generała w momencie, kiedy słyszę moje imię i nazwisko. Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Od ponad półtora roku nie brano mnie na ani jedną misję.
Potem kiedy starszy mężczyzna wyjaśnił nam, jakie będzie nasze zadanie, wiem, że będę pilnował okolicy jako snajper. W sumie nic dziwnego. W naszej jednostce miałem najlepszą celność, potrafiłem zachować dyskrecję. Podobno jestem jednym z najlepszych strzelców w całym kraju, jednak sądząc po tym, że nie brano mnie na żadną misję, powoli przestaję w to wierzyć. 
Kiedy przybyliśmy na miejsce, słońce szykowało się do zajścia za horyzontem. Mamy plan zaatakować, kiedy słońca będzie zachodzić. Według dowódcy, który zajął się planem działania,, żołnierze z północy o tej porze będą szykować się do zdobycia cennych informacji dla nich. Nie rozumiałem po co mieli to robić, skoro w pobliżu nie było żadnej jednostki wojskowej, ale wolałem się nie wtrącać. Gdy wybija godzina, o której mieliśmy ruszać, zabieram potrzebne rzeczy i kieruję się w stronę pagórka, na którym miałem schować się w krzakach. Przyjaciele i kilku innych żołnierzy już ruszyli dyskretnie w stronę obozu wroga. Ja natomiast się nie spieszę. Zatrzymuję się w pewny miejscu i podziwiam zachodzące za horyzont słonce. Teraz dochodzi do mnie fakt, jak tutaj jest pięknie. Siedząc ciągle w jednostce wojskowej, nie mam możliwości oglądania takich widoków.
Słyszę po chwili dźwięk wystrzeliwanych pocisków z broni. Dźwięki są wyraźne, więc na pewno nie są daleko stąd. Co tam się stało, że doszło do strzelaniny? Jak to szybko minęło, skoro jeszcze nie schowałem się? Rozglądam się dookoła. Jakaś postać stoi kilka metrów przede mną, trzyma w rękach broń i celuje w moja stronę. Jaki ma cel? Mundur ma podobny, ale jednak coś go różni.
Słyszę po chwili kolejny, o wiele głośniejszy huk. Po chwili czuję ból przy moim boku, w okolicach brzucha. Co to jest? Następnie ból przeszywa moje plecy. Chyba się przewróciłem. Ale co to za dziwne uczucie? Czuję wyraźnie ciepło i wilgoć na brzuchu. Ala dlaczego? Spoglądam na moje ciało. Mam brudny mundur. Nie wypałem go? Chyba trzeba to zmienić. Po chwili słyszę kolejny głośny huk i czyjeś krzyki.

-Kibum!

Czyj to głos? Kojarzę go. Tylko skąd? Postać pojawia się nade mną. Twarz również jest znajoma. Wielkie, ciemne oczy,  przypominające trochę szczenięce ślipia, duży, lekko krzywy nos, pełne wargi, twarz do łudzenia przypominająca głowę dinozaura. Chyba nie raz widziałem tą buzię. Bardzo mi się podoba. Czy to miłość od pierwszego wejrzenia? Rozglądam się dookoła ponownie. Obok leży broń, a sam właściciel pięknej twarzy ma taki sam mundur co ja. Może jednak go znam od pewnego czasu.

-Bummie, błagam nie upuszczaj mnie!

Opuścić? Dlaczego miałbym Cię opuszczać piękny? Mi tutaj wygodnie. Nieznane źródło ciepła mnie ogrzewa. Ale dlaczego twoja ręka, którą trzymasz na moim brzuchu jest taka czerwona? Przecież ludzie nie mają takiego koloru skóry. Czuję po chwili ciepło na moich wargach. Twoja twarz jest zbyt blisko, muszę zamknąć oczy. Czuję, jak muskasz moje usta, swoimi wargami. Próbuję odwzajemniać gest, jednak nie mam siły. Jestem tym wszystkim zmęczony. Chyba pójdę spać. Ale Ty mi nie pozwalasz. Dlaczego mną trzęsiesz? Dlaczego mnie podnosisz? Tutaj mi jest wygodnie. Zamykam oczy i widzę ciemność, pustkę. Słyszę piszczenie w uszach, a po chwili... Cisza, spokój, ciemność. Gdzie ja jestem? Nigdy tutaj nie byłem. Jest tutaj inaczej niż tam, gdzie byłem przed chwilą. Stwierdzam po chwili, że jest to najlepsze miejsce do spania. Zamykam oczy i zasypiam...

~*~

Sooo... Tak się kończy mój kolejny angst <Jezusie co się ze mną dzieje?! OAO > Mam nadzieje, że choć w małym stopniu Wam się spodobał. Tak wiem,  badziewnie piszę cokolwiek w pierwszej osobie, ale jakoś mi to do tego pasowało. ㅠㅠ
Pewnie osoby czekające na "Martwe zło" mnie zabiją. Błagam wybaczcie ;3;
Stwierdziłam, że muszę sobie zrobić chwilową przerwę od tego i napisać coś innego. Ale obiecuję, że w najbliższym czasie kolejny rozdział się pojawi. A potem mam zamiar powoli kontynuować "Zawiodłem się na Tobie" <ktoś to jeszcze pamięta? ;3; >
No więc.. Zachęcam do oceniania i no ^^;;