poniedziałek, 4 września 2017

Martwe zło - Rozdział 5


~*~

   Kibum wpatrywał się oszołomiony w odrażający widok przed nim. Krzyczał w myślach, by odwrócić wzrok od martwego ciała starszego przyjaciela, od odciętej ręki, od ogromnej plamy krwi. Jednak coś mu to uniemożliwiało, nie potrafił odwrócić wzroku, mimo ogromnej chęci. Jego całą twarz była już mokra od łez, delikatne kreski namalowane eyelinerem wyraźnie się rozmazały, nie będąc już tak idealne, jak rano, kiedy jeszcze zaspany szykował się do wyjazdu w to miejsce. W miejsce, które przewróciło jego życie o 180 stopni. Zaczął sobie podszczypywać skórę na przedramieniu, jakby miało to go wybudzić z koszmaru. Nic to jednak nie dawało. Zrezygnowany po nieudanych próbach podniósł się z podłogi, od razu opierając się o ścianę, gdyż zakręciło mu się w głowie. Wziął głęboki wdech i na chwiejnych nogach skierować się do salonu. Jego uwagę przykuł pistolet, który leżał na stoliku, zaraz obok księgi z ludzkiej skóry. Usiadł wolno na kanapie i przecierając wcześniej oczy, wziął broń do ręki. W dzieciństwie chodził po szkole na strzelnicę, ponieważ bardzo go to kiedyś interesowało. Przed pójściem do podstawówki nawet chciał w przyszłości zostać żołnierzem, jednak historia wypisała mu inny los, co nie zmieniło faktu, że teraz po chwili zapoznania się z bronią, mógłby oddać celny strzał. Po otworzeniu magazynku ujrzał pocisk. Najwidoczniej cztery pozostałe naboje zostały już wystrzelone, a jemu został ostatni. Jeśli miałby użyć broni, musiałby oddać jeden celny i pewny strzał. Inaczej czekałaby na niego jedynie śmierć. Złożył z powrotem broń i odstawił ją na bok, by w razie czego była gotowa do zadania śmiertelnego ciosu. W tym czasie otworzył księgę i próbował znaleźć jakieś cenne informacje.

-Tak wiec, by uratować opętaną przez to osobę trzeba ją spalić, roztrzaskać głowę, albo zakopać żywcem? Fajny ratunek, szkoda tylko, że kończy się on śmiercią tej osoby.

   Mówił sam do siebie lekko załamującym się głosem, uśmiechając się głupkowato. Ta cała sytuacja wyraźnie źle odegrała się na jego psychice. Jednak po przeanalizowaniu kolejnej strony, momentalnie przybrał poważny wyraz twarzy. Znajdowała się tam informacja, że jeśli osoba przed przemianą zostanie zabita, ale zdążyła zostać zarażona, tak czy siak się przemieni. Przypomniał sobie śmierci przyjaciół. Taemina spalono w kominku, Minho rozwalono głowę, a Onew... Onew poderżnął sobie gardło. Ale infekcja zdążyła już się przedrzeć do jego całego ciała. Momentalnie się poderwał na nogi, ale po odwróceniu się w stronę wejścia do kuchni, zauważył Jinkiego, wpatrującego się w niego tymi bursztynowymi oczami. W jego rany na szyi i ręki nie wypływała krew, bardziej jakaś śliska, czarna wydzielona. Momentalnie chwycił do ręki broń i wycelował w stronę głowy lidera, wskazujący palec układając na spuście. Do nieżywego celu w taki sposób wstrzeliłby bez problemu, teraz jednak widząc przed sobą starszego mężczyznę zaczęła mu drżeć ręka, więc chwycił pistolet w obie dłonie. Przełknął znowu ślinę, wolno się cofając, a otwór od lufy skierowany był prosto w głowę Jinkiego.

-Nie jesteś już Onew... Nie jesteś już liderem tego zespołu. Jinki już dawno odszedł z tego świata. Nie nabiorę się na Twoje teatrzyki suko!

   Krzyknął, celując tak, by idealnie trafić w głowę Onew, którym zawładnęła nadprzyrodzona siła. Przełknął ślinę, modląc się, by to skończyło się jak w tych wszystkich amerykańskich filmach akcji.

-On nigdy by nas nie skrzywdził.

   Powiedział, a chwilę potem pociągnął za spust, trzymając broń tak, by nie spudłować. Zamknął potem oczy, słysząc nawet jak serce mo głośno łomocze. Dopiero po kilku sekundach, kiedy usłyszał dźwięk upadającego ciała zdołał otworzyć oczy. Wypuścił powietrze z płuc, kiedy zauważył, że jego strzał był celny.

***

   Wziął do ręki latarkę, a do drugiej ostry nóż. Zdążył już uspokoić się i przygotować wszystko na podwórku. Wykopał dół, gdzie musiał zakopać Jonghyuna, zostawił tam też łopatę. Na szczęście nie padało na dworze, jednak ziemia wciąż była mokra. Uspokajając się również, zakrył prześcieradłami i kocami ciała przyjaciół, oraz postawił przy nich zapalone świeczki. Teraz stał nad zamkniętą klapą do piwnicy, głęboko oddychając. Dopiero po kilkuminutowej walce z samym sobą otworzył ją i włączył latarkę. Świecąc nią po niższym pomieszczeniu nie zauważył sylwetki starszego, jednak wyraźnie słyszał, jak chodzi gdzieś po pomieszczeniach, nieustannie w coś wpadając. Key zaczął wolno kierować się po schodach na dół, rozglądając się, czy nigdzie nie ma Jonghyuna. Wolno postawił nogę na drewnianej podłodze, jednak kiedy ta głośno zaskrzypiała, przeklął cicho pod nosem. Przypuszczając, że pewnie opętany chłopak to usłyszał, zaczął chodzić po pomieszczeniach, szukając wspomnianego przez lidera akumulatora. Otworzył wolno chyba już czwarte drzwi, a dostrzegając coś, co mogło być tym akumulatorem, już chciał chętnie się skierować w tamtą stronę.
   Nie było mu to jednak dane, ponieważ usłyszał za sobą dźwięk, do złudzenia przypominający taki, jaki wydawały z siebie zombie we wszystkich filmach i grach. Odwrócił się szybko w tamtą stronę, w ostatniej chwili robiąc unik przed atakiem Jonghyuna. Niefortunnie upadł na brzuch, a latarka oraz nóż wypadły z jego rąk i porozrzucały się kilka metrów od niego. Chciał się doczołgać w ich stronę, jednak rzucił się na niego opętany chłopak. Zaczął się szamotać, by chociaż przekręcić się na plecy, co mu na szczęście wyszło. Odepchnął od siebie głowę chłopaka, chroniąc się przy tym przed wgryzieniem się w jego skórę. Zagryzł wargę, by chwilę potem uderzyć go z łokcia w twarz i wykorzystując jego zdezorientowanie, odepchnął go nogą. Próbował przy tym dosięgnąć do noża, by móc się w końcu wyrwać. Ale został przybity do podłogi, kiedy jego ręka znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od rączki ostrej broni.

-No Bummie, nie daj się prosić. Daj buzi~

   Usłyszał głos Jonghyune. Dobrze wiedział, że to nie powiedział on. To ten demon czy inne gówno go tak zmanipulowało. Zobaczył, jak twarz platynowłosego niebezpiecznie zbliża się do niego z wystawionym językiem i lekko rozchylonymi ustami.

-Nigdy w życiu!

   Warknął Kibum, chwilę potem wbijając mu nóż w szyję i bez problemowo odepchnął jego ciało na bok. Nie mógł tracić czasu, więc nawet nie zabierając latarki ani nie wyjmując noża pobiegł do pomieszczenia, gdzie był akumulator. Przyzwyczaił się już do ciemności panujących tutaj, więc brak latarki mu nie przeszkadzał. Zauważając stół, przysunął go do drzwi, by chociaż na chwilę je zablokować. Potem zaczął szukać czegoś, co według lidera mogłoby się nadać na defiblyrator. Znalazł jakieś metalowe płytki z podpiętymi kablami, więc uznał to za wspomniane części. Słysząc po chwili, jak Jonghyun próbuje się dobić do drzwi, zaczął szybko zbierać wszystkie potrzebne rzeczy.
   Chwilę potem napastnik otworzył drzwi, przy tym przesuwając ławę. Key podziękował w duchu, że stół przesunął się tak, że stworzył ścianę, którą trzeba było ominąć, żeby Jjong dorwał się do niego, kiedy stał po jej drugiej stronie. Miał do tego przewagę ruchową, bo zauważył, że Jonghyun nie potrafi tak sobie przeskoczyć przez blat stołu. Wykorzystując to, wybiegł przez otwarte drzwi na korytarz prowadzący do schodów.

-Jak tak bardzo chcesz mnie pocałować, to chodź! Nie rozmyśliłeś się chyba, prawda?

   Zawołał głośno, a widząc jak sylwetka opętanego chłopaka wyłania się zza drzwi, zaczął biec to schodów, po których zaczął wbiegać szybko. Jednak przed tym, jak już chciał wychodzić, nieoczekiwanie jakby ktoś znajdował się w pomieszczeniu, klapa się zamknęła. Przeklął głośno, zaczynając napierać na nią, żeby ją otworzyć, ponieważ nie miał gdzie odłożyć potrzebnych rzeczy. Widział też, jak Jonghyun zbliża się do chodów, by chwilę potem zacząć się już na nie wspinać. Myśląc bardzo szybko, postawił akumulator na podłodze, kiedy odpowiednio szeroko otworzył klapę i wypchnął go daleko, robiąc to samo z  metalowymi płytami. Mając wolne ręce, otworzył mocnym pchnięciem klapę, cudem powstrzymując się przed upadkiem ze schodów, kiedy Jonghyun chwyci go za nogę. Trzymał się mocno schodów, a wolną nogą ostatecznie kopnął mocno napastnika w głowię, w rezultacie zrzucając go ze schodów na dno piwnicy.

-Przepraszam...

   Powiedział cicho, wyczołgując się z kwadratowego otworu. Rozejrzał się szybko, a potem chwycił jakąś chustę i stanął przy wejściu do piwnicy, od tylnej strony. Chciał go zajść od tyłu, a kiedy mu się to udało, przycisnął mocno chustę do jego szyi, wcześniej oczywiście mu ją zaplątując na niej. W rezultacie starszy zaczął się dusić, by chwilę potem nieprzytomnie upaść na podłodze. Na szczęście nie przestał oddychać, więc jeszcze była szansa na uratowanie go. Chwycił ręce swojego chłopaka i zaczął go ciągnąć w stronę wyjścia. Było to trudne zadanie, gdyż nie należał do bardzo silnych osób, a Jonghyun mimo i tak nie wielkiej wagi był dla niego ciężki. Zamknął oczy i przygryzł wargę, kiedy przypadkowo na schodkach go puścił i jego ciało ponownie sturlało się ze schodów na ziemię. Zauważając przy tym, że niedługo odzyska świadomość, założył mu na głowę foliową reklamówkę, a potem mógł go włożyć do dziury. Ukucnął przy jego ciele i chwycił w dłoń jego rękę, drugą gładząc go po policzku.

-Zaraz będzie dobrze Kochanie. Wyciągnę Cię z tego.

   Powiedział spokojnie, puszczając go. Wyprostował się, a chwytając potem łopatę, zaczął go zakopywać pod ziemią. Kolejny raz nie mógł powstrzymać łez spływających po jego policzkach.
   Kiedy jego chłopak znajdował się pod całą wykopaną wcześniej ziemią, Key rzucił łopatę na bok i spuścił głowę.

-Będzie dobrze...

   Zapewniał się cicho, choć w głębi duszy coś mu mówiło, że jednak tak nie będzie. Skierował się w stronę domu, by wziąć wszystko co miało mu pomóc w przeprowadzeniu AED.

***

   Siedząc teraz tak przy nim, zastanawiał się tylko, kiedy go wykopać. Kiedy stwierdził, że odpowiednio dużo czasu minęło, zaczął wykopywać ostrożnie ziemię. Po przetarciu ręką jego twarzy osłoniętej foliową reklamówkę, zauważył że wygląda tak samo, jak przed tymi wszystkimi wydarzeniami. Czując nagły przypływ adrenaliny, zaczął go szybko wykopywać, a potem wysunął go na równą powierzchnię. Zdjął mu szybko siatkę w głowy, by chwilę potem zdjąć mu bluzkę i podłączyć wszystko do akumulatora. Chwycił odpowiednio metal, by sam się nie porazić prądem i próbował przywrócić Jjonga do życia. Jadnak kiedy po kilkunastu strzałach nie przynosiło to rezultatów, zaczął tracić wiarę. Nawet stwierdził, że ten prąd jest pewnie za słaby i zaczął wykonywać podstawowy masaż serca. Potem brał głębokie wdechy, by zrobić mu efektywne usta-usta. Gdy jednak stracił już siły, a nie przynosiło to rezultatów, przytulił się do klatki piersiowej swojego chłopaka, mocząc ją swoimi łzami.

-Strasznie cię przepraszam...

   Wyszlochał, zaciskając łapki mocno na jego ramionach. Nie mógł dopuścić do siebie informacji, że już go nie ma. Jego największej miłości. Że to on go zabił, skrzywdził, zranił, zakopał żywcem. Przechodziły go nieprzyjemne dreszcze, a do głowy wracały wszystkie wspomnienia. Ich pierwsze spotkanie, wyznanie miłości, pierwszy pocałunek, pierwsza randka, pierwszy stosunek. Nawet przypomniały mu się te gorsze dni, jednak przeważały te szczęśliwe. Pamiętał, jaki był szczęśliwy jeszcze kilka godzin temu, a potem nastąpiło samo cierpienie. Nie minęła chwila, kiedy wspomnienia zastąpiły myśli samobójcze. Wiedział, że musi to być coś, przez co będzie cierpiał. Cierpiał tak, jak Jonghyun w ciągu tych kilkunastu godzin. Był już gotowy wcielić swój plan w życie, jednak usłyszał głos Jonghyuna.

-Bummie, hey, spójrz na mnie.

   Podniósł głowę, rozglądając się w okół. Nie przesłyszało mu się, był to głos jego chłopaka. Jednak po spojrzeniu na jego ciało, to ani drgnęło. Ale dalej słyszał te głosy. Bardzo wyraźnie je słyszał.

-No już, budź się.

   Poczuł jakieś szturchanie. Zamknął na chwilę oczy, a kiedy je otworzył, widział czyjeś rozmazane sylwetki. Potem znowu był zmuszony je zamknąć, bo ktoś je dotknął ręką i przetarł. Kiedy mógł je z powrotem otworzyć, zauważył Jonghyuna, tulącego go do siebie mocno.

-D-Dino... - wyszlochał cichutko Kibum, zaciskając mocno łapki na ubraniu starszego i zamknął oczy.

-No już, uspokój się. To był tylko zły sen. - mówił do niego platynowłosy, gładząc młodszego po głowie.

~*~

Dziękuję Wam, że czekaliście na ten nieszczęsny, ostatni rozdział. No i oczywiście mam nadzieję, że osoby, które mnie obserwują zostaną ze mną na dłużej~ ^^