poniedziałek, 14 listopada 2016

Martwe zło - Rozdział 2





~*~

   Jonghyun jechał ostrożnie leśną drogą, uważając na wszelkiego rodzaju przeszkody oraz zwierzęta. Do tego nierówna droga nie sprzyjała w tych warunkach pogodowych. Chcąc jakoś się zająć w tym czasie, włączył sobie radio, które jak na złość musiało przerywać. Kiedy nareszcie znalazł stację, która nie przerywała się aż tak bardzo, oparł się wygodnie o siedzenie auta. Niewygodnie się jeździło sportowym autem po leśnych drogach. W pewnym momencie kolejna stacja radiowa zaczęła przerywać i charakterystycznie szumieć.

-No cholera. Byłaś moją jedyną nadzieją na nudę.

   Już miał wyłączyć radio, kiedy to nagle szum zwiększył swoją głośność, by zaraz potem przerwać hałas. Spiął się, unosząc przy tym brew do góry zdziwiony. Po chwili usłyszał kobiecy głos brzmiący, jakby wydobywał się z radia.

Hello~ You lost?

   A zaraz potem powróciło szumienie w radiu. Przekonany, że musiało mu się przesłyszeć, wyłączył urządzenie i podniósł wzrok z powrotem na drogę. Otworzył szeroko oczy, widząc przed samą maską samochodu kobietę, o długich, czarnych włosach, opadających jej na twarz. Ubrana była w podartą i brudną sukienkę, troszkę przypominającą koszulę nocną. Wystraszony chłopak momentalnie zahamował i skręcił w bok. Niefortunnie uderzył przednią częścią auta w drzewo, a poduszka powietrzna, która błyskawicznie się ujawniła najprawdopodobniej uratowała mu życie. Zauważając na białym materiale czerwoną plamę jego krwi, od razu przyłożył sobie rękę do nosa. Od momentu, kiedy dwa lata temu miał wypadek drogowy, w wyniku którego złamał swój nos, ten był teraz bardziej wrażliwy niż wcześniej.

-Cholera, znowu to. Ja to mam szczęście do tych wypadków.

   Wyjął ze schowka pudełko z chusteczkami, a po chwili biorąc grubą warstwę białych chusteczek przyłożył sobie do nosa. Na szczęście nos nie bolał go tak bardzo, jak przy poprzednim bliskim spotkaniu z poduszką powietrzną. I ona miała chronić, tak?
    Mając nadzieję, że to tylko chwilowy ból, zaczął się rozglądać za kobietą, która nagle wyparowała. Dopiero kiedy opanował krwotok, wycofał trochę pojazd, by mógł się przyjrzeć masce. Zaklął pod nosem, kiedy silnik niespodziewanie się wyłączył i jedynie zjechał trochę do tyłu na płaską drogę. Zabrał ze sobą latarkę i wysiadł z samochodu.
   Deszcz nie przestawał padać. Można było rzec, że dosłownie lało. Ignorując ten fakt, Jjong wyszedł z pojazdu i otworzył maskę samochodu. Zaczął się przyglądać wszystkim częścią znajdującym się tam. Było to utrudnione przez ciemność i lejący deszcz. Słońce dopiero zbliżało się do zniknięcia za horyzontem, jednak przez chmury praktycznie nie przedostawał się żaden promień słońca.

-Przepraszam Cię Kochanie, ale będzie trzeba wymienić Ci silnik. I większość części w miejscu zgniecenia - powiedział cicho w stronę samochodu, kładąc rękę na zgniecionej części. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jakie miał szczęście. Gdyby później uderzył w to drzewo, najprawdopodobniej zgniotłoby mu nogi.

   Zamknął maskę, zabrał swoje rzeczy i zaczął pieszo iść w stronę wioski. Rozłożył parasol, idąc przed siebie. Lekko utykał na prawą nogę, ale raczej nic złego mu się nie stało. Zerknął jeszcze w stronę swojego białego Lamborghini, a potem ruszył dalej.
   Szedł tak już dłuższy czas, a korytarze drzew się nie kończyły. Mimo trzymanego parasola był całkowicie przemoczony, a las pochłaniała ciemność. Chciał kilka razy się dodzwonić do przyjaciół, ale jak na złość nie miał zasięgu. Z resztą kiedy zbawiennie złapał zasięg na chwilę, bateria mu się wyczerpała. Więc nie było dla niego nadziei. Sam już szczerze nie wiedział ile tak chodził bez celu. Dawno zgubił drogę, więc najprawdopodobniej błądził między drzewami. Z każdą chwilą zaczynał się coraz bardziej denerwować.
   Po chwili zauważył w oddali jakąś ludzką postać skuloną pod drzewem, plecami do niego. Uznając, że to najwidoczniej człowiek szukający grzybów w lesie postanowił zapytać o jakąś drogę. Zaczął się wolno kierować w tamtym kierunku.

-Dobry wieczór. Nie chciałbym przeszkadzać, ale nie wie może Pani, gdzie znajduje się najbliższa droga? - zapytał grzecznie od razu, kiedy znalazł się na takiej odległość od postaci, by określić jej płeć.

   Było jednak już za późno, kiedy zorientował się, kim jest owa postać. Momentalnie zbladł, widząc długie, czarne włosy i zniszczone ubrania. Postać wyprostowała się i zaczęła powoli obracać głowę w jego stronę. Jej ciało w ogóle się nie ruszało. Jedynie głowa wolnym i płynnym ruchem obracała się w okół własnej osi.
   Jonghyun zrobił krok w tył, a zaraz po nim następny. Spiął się, słysząc trzask przypominający łamanie kości. Głowa kobiety obróciła się o 180 stopni, ukazując zmasakrowaną twarz. Miała ją całą zakrwawioną. Policzki i czoło pokrywały wyraźne blizny, a usta były wycięte jakby nożem. Ostrze po chwili pojawiło się w dłoniach dziewczyny. Przyłożyła sobie je do języka, a po chwili polizała ostrą część metalu, przy tym rozcinając sobie język na pół. Po jej rękach momentalnie zaczęła spływać krew.

   Przerażony chłopak zaczął uciekać od kobiety w zawrotnym tempie. Omijał wszystkie przeszkody, próbując znaleźć jak najlepszą drogę ucieczki, prowadzącą do domu, w którym razem z przyjaciółmi mięli spędzić czas wolny. Był pewny, że ta istota dalej go goni. Czuł jej wzrok na sobie, słyszał krzyki za nim. Potknął się raz, jednak cudem uratował się od upadku.

   Biegł przez las dobre 15 minut. Nie zwalniał tempa ani razu, nie zatrzymywał się. Nawet nie miał takiego zamiaru. Wiedział, że jak tylko przystanie, ten potwór, przypominający kobietę coś mu zrobi. Po ominięciu kilku drzew zbawiennie zauważył swoje auto. Przez głowę przeszła mu myśl, żeby wsiąść do samochodu i schować się wewnątrz, jednak tak byłby prostym punktem do ataku. Zaczął biec drogą, którą tutaj przyjechał. Jeśli będzie się trzymał ścieżki, zaraz trafi do swojego celu.

Już widział w oddali zarys domku, kiedy nagle pod jego nogami znalazła się gałąź, o którą zahaczyła się nogawka jego spodni i zaliczył ostrą glebę. Szybko złapał za kawałek drewna, chcąc wyrwać swoja nogę z jego uścisku. Gdy już miał zamiar się podnosić i uciec dalej, poczuł, jak coś oplata się w okół jego nogi. Szarpnął nią, ale uścisk jedynie się mocniej zacisnął, przyprawiając go o mocniejszy ból. Poczuł, jak niewyobrażalnie mocna siła odciąga go z powrotem w głąb lasu. Zaczął się rozglądać spanikowany, jednak jedynie co ujrzał, to pnącza, ciągnące go w nieznane. Spanikowany próbował chwycić się jakiegoś krzaka, gałęzi, drzewa, czegokolwiek, by nie zostać porwany do lasu.

   Chwilę później poczuł jak na jego drugiej kostce zaciska się jakieś drugie pnącze i teraz ze zdwojoną siłą go ciągnie w nieznane. Krzyknął, kiedy został pociągnięty po ziemi w kolczaste krzaki. Poczuł, jak te wszystkie kolce wbijają się w jego ciało, przeszywając jego ubrania. Syknął pod nosem, ale mimo bólu podkurczył nogi i odplątał je z uścisku pnączy. Kiedy nareszcie mu się to udało, wolno zaczął wychodzić z ostrych krzaków. Odetchnął z ulgą, wydostając się od tych cierpień. Wyciągnął większość kolców, które powbijały się w jego ciało i oparł się o swoje nogi, dysząc pod nosem.

-Co tu się do cholery dzieje...? - wysapał cicho i uniósł głowę, szukając w pobliżu niebezpieczeństwa. Nic jednak podejrzanego nie znalazł.

   Niestety poczuł się zbyt pewny siebie, ponieważ w jednym momencie kolejne pnącza ukazały się i owinęły jego ciało. Ostre kolce mocno wbijały się w jego ręce, trochę lżej w brzuch i plecy. Rośliny wsuwały swoje pnącza i gałązki pod jego ubrania. Czuł się co najmniej, jakby ktoś go gwałcił. Chwilę potem ujrzał przed sobą tą samą kobietę, od której zaczęła się ta paniczna ucieczka. Zaczął błagać w myślach, żeby to nie był jego koniec, że jest zbyt młody, by umierać, a tym bardziej, że nie przeżył tylu pięknych chwil z Key. Zamknął oczy, kiedy kobieta zbliżyła się do niego. Serce praktycznie wyskakiwało mu z gardła. Ta jedynie wyszczerzyła swoje zęby, zaśmiała mu się prosto w twarz i odsunęła powoli, śmiejąc się dalej. Z jej ust wypełzło czarne stworzenie, przypominające dużego ślimaka pozbawionego skorupy. Jego skóra połyskiwała jak najszlachetniejszy klejnot, jednak nie było to spowodowane jakimś magicznym pyłem, tylko obślizgłym śluzem, połączonym z grubą warstwą czarnej krwi. Obserwował uważnie, jak postać o czarnych włosach się oddala i znika w ciemnościach lasu, a zaraz po tym wbił wzrok z czarnego, zmutowanego bezkręgowca. Niebezpiecznie zbliżał się do niego. Otworzył szeroko oczy, widząc jak pełznie w stronę jego nogi, by zaraz potem wsuną się pod nogawkę jego spodni. Wiercił się, czując, jak pełznie coraz wyżej, a po znalezieniu się na jego plecach, zawraca, żeby wsunąć pod jego bokserki. Otworzył szerzej oczy, a chwilę potem krzyknął najgłośniej jak potrafił, czując czarną istotę, wpełzającą do jego wejścia.

***

    Onew wraz z Kibumem od razu zerwali się, by zbadać te krzyki. Ubrali się ciepło, wzięli parasolki i jakiś koc, po czym wybiegli z domu. Także nie obyło się bez latarki. Szukali po całym lesie przyjaciela. Mimo faktu, że Key wyglądał na spokojnego, w środku cały szalał z paniki. Uważnie obserwował te części lasu, które akurat lider nie oświetlał latarką. Jednak, kiedy Jinki na chwilę przeniósł światło latarki na druga stronę lasu, chwycił jego rękę i nakierował na drogę.

-O nie... - jęknął żałośnie, widząc sportowe auto swojego chłopaka w oddali. Od razu zaczął biec w tamtą stronę z przyjacielem.

   Gdy dotarli do pojazdu, Key sprawdził wewnętrzną stronę auta, a Onew rozglądał się dookoła.

-Co spowodowało to, że wpadł w to drzewo? Przecież nie wyrosło aż tak blisko drogi - zapytał na głos, przyglądając się wielkiej sośnie z poobdzieraną korą. W okół leżały poodrywane kawałki drewna oraz pojedyncze części zderzaka. Kolorowowłosy wyszedł z auta i zaczął się rozglądać w okół. Miał nadzieję, że nic się nie stało Jjongowi.

   Po chwili otworzył szeroko oczy, słysząc gdzieś w oddali szloch i przerywane przez niego jęki. Spojrzał na przyjaciela, który również usłyszał te odgłosy. Zaczęli razem szybko kierować się w ich stronę, wołając imię platynowłosego. Ten musiał ich najwyraźniej usłyszeć, bo próbował coś do nich wołać, jednak przez szloch dalej było to dla niego trudne.

-Dino!- zawołał po chwili głośno Key, zauważając sylwetkę chłopaka. Od razu rzucił się biegiem w jego stronę, upadając na ziemię obok niego. Przytulił go mocno, jednak, gdy usłyszał syknięcie od niego, od razu go puścił. Chciał zobaczyć co z nim, ale niestety nic nie mógł dojrzeć przez ciemność, panującą w lesie.

   Chwilę potem podbiegł do nich lider. Uklęknął obok i zaczął świecić latarką po ciele przyjaciela. Key w tym czasie wytarł swojemu chłopakowi łzy.

-Co Ci się stało? - zapytał cicho Key z troską, przyglądając mu się. Chłopak jedynie poruszył ustami, ale zamiast wypowiedzieć jakiekolwiek słowa, ponownie zaczął szlochać.

-Zanieśmy go do domu może - zaproponował Onew, a Key pokiwał głową. Pomogli chłopakowi podnieść się z ziemi. W czasie, gdy Kibum trzymał go, żeby nie upadł, bo nogi pod nim dosłownie się uginały, najstarszy owinął go kocem, a po chwili wziął go na ręce, bo inaczej by nie doszli na miejsce.

***

    Powrót zajął im jakieś 20 minut. Kibum w tym czasie głaskał swojego chłopaka po głowie, mówiąc do niego spokojnie. Udało mu się nareszcie uspokoić chłopaka, żeby nie szlochał cały czas.

Po wejściu do domu spotkali zatroskanych przyjaciół, którzy zostali na miejscu.

-Co z nim? - zapytał Minho, widząc zmasakrowanego przyjaciela.

-Dokładnie nie wiem. Znaleźliśmy go płaczącego w lesie - odpowiedział cicho Key.

Onew położył Jonghyuna na kanapie i poszedł po wodę utlenioną, by móc przemyć mu rany. Kibum w tym czasie zdjął swojemu chłopakowi bluzkę.

-Dino, co tam się stało? - zapytał niepewnie, przyglądając się jego ciału. Miał poranione ręce i troszkę lżej niż pozostałe części ciała klatkę piersiową, brzuch i plecy. Wziął chusteczkę, którą przyłożył do jednej, dość sporej rany na ręce. Starszy syknął pod nosem. 

-Radio... Kobieta... Ożywiony las... On.. Zgwałcił mnie... Uwięził... Zranił...

   Po policzkach platynowłosego ponownie zaczęły spływać łzy. Kolorowowłosy wytarł mu spływające na policzki łzy. Dalej nie rozumiał, co się stało tam.

-Może po prostu źle się poczułeś, wpadłeś w krzaki i ubzdurałeś sobie to wszystko? - zapytał niebieskowłosy, przyglądając się przyjacielowi.

   Ten tylko pokręcił głową, pewny, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.

Po chwili przyszedł do nich lider z potrzebnymi rzeczami. Podał Kibumowi wacik, by razem z nim przemywał rany przyjaciela. Key nalał na wacik troszkę wody utlenionej i przyłożył do pojedynczych ran na klatce piersiowej chłopaka. Ten wzdrygnął się i syknął pod nosem.

-W ogóle zauważyliście, że prąd wrócił? - Minho przerwał tą ciszę, zagłuszaną jedynie przez pojedyncze syknięcia i pociągnięcia nosem przez Jjonga.


   Rzeczywiście światło znowu świeciło. Byli aż tak pochłonięci pomocą, że nie zwrócili na to uwagi. Po kilku minutach przemywania ran, Key pomógł chłopakowi podnieść się.

-Chodź weź ciepły prysznic, będzie Ci lepiej.

   Podprowadził go do drzwi łazienki i włączył światło. Wszedł do środka i przygotował wszystko, czego by w razie czego potrzebował.

-Tylko nie przesadzaj z temperaturą, jasne? Ustawię Ci odpowiednią i tej się trzymaj.


   Mruknął młodszy, lejąc wodę na łapkę, by ustawić odpowiednią temperaturę. Jonghyun pokiwał beznamiętnie głową, przyglądając się pracy swojego chłopaka. Gdy ten skończył, wymamrotał coś pod nosem, kiedy został pocałowany w czoło, a potem odprowadził kolorowowłosego wzrokiem do drzwi. Westchnął pod nosem, rozbierając się i wchodząc pod prysznic. Przyjrzał się części w prysznicu, która zmieniała temperaturę wody, a coś samo mu mówiło w głowie, by to chwycić.

***

    Key cały czas chodził przy drzwiach łazienki. Chciał pomóc Jonghyunowi w momencie, kiedy wyjdzie z niej. Ale tan siedział tam cały czas.

-Coś się stało?

   Z zamyśleń wyrwał go głos Minho. Spojrzał na przyjaciela i westchnął.

-Niee, nic. Tylko czekam aż Dino wyjdzie - oparł się o drzwi, odpowiadając na pytanie.

   Westchnął jeszcze pod nosem, spuszczając głowę. Po chwili otworzył szeroko oczy, słysząc głośny odgłos ciała, które upadło na coś. Kibum od razu otworzył drzwi i wparował do pomieszczenia. Na podłoży kabiny prysznicowej leżał Jjong z przymkniętymi oczami. Młodszy przykrył jego biodra ręcznikiem, by w razie czego nie wstydził się przy chłopakach, a po chwili syknął, czując parzącą wodę na swojej ręce. Blondyn, który po chwili wszedł do środka wyłączył lecącą wodę.

-Mówiłem Ci, żebyś nie włączał gorącej wody - jęknął żałośnie Kibum, przejeżdżając łapkami po policzkach swojego chłopaka.

   Po chwili do łazienki zajrzał Onew z Taeminem.

-Coś się stało? - spytał z wyraźną obawą lider.

   Key machnął ręką i odsunął przyjaciela.

-Dino się źle poczuł. Zajmę się nim, Wy za to możecie przygotować miejsce, gdzie mógłby się zdrzemnąć.

Kiedy został sam z Jonghyunem, przyjrzał mu się uważnie.

-Dlaczego to zrobiłeś?- spytał, odkładając ręcznik gdzieś na bok.

   Starszy się nie odzywał. Beznamiętnie obserwował jak jego chłopak chwyta część od prysznica, z której leciała teraz już zimna woda i oblewa delikatnie jego ciało. Raz po raz syczał pod nosem.

Po dłuższym czasie wyszli razem z łazienki wolno. Kibum zdążył jeszcze troszkę opatrzyć jego rany. W salonie przyjaciele położyli na kanapie koce. Key położył się na przygotowanej kanapie i wyciągnął ręce w stronę swojego chłopaka. Starszy położył się na jego ciele i wtulił się w niego. Pozostała trójka postanowiła im nie przeszkadzać i skierowali się w inne miejsce, by razem pogadać.

Kolorowowłosy leżał tak z przykrytym chłopakiem, wtulając go mocno w swoje ciało.

-Coś było w lesie... I myślę... Że jest z nami... Teraz... - wymamrotał cicho Jonghyun, ciągle wtulony w Kibuma.

Młodszy spojrzał na niego zdziwiony.

-A-Ale.. Wiesz, co to było...? - zapytał niepewnie, gładząc go po głowie.

Jonghyun wziął głęboki wdech, a po chwili wygodniej się ułożył i przysunął do buzi swojego chłopaka.

-Kiedy jechałem w deszczu... Przed moim samochodem pojawiła się jakaś kobieta... Wtedy gwałtownie skręciłem i wpadłem w drzewo... Nie mogąc nic zrobić z autem, postanowiłem pójść pieszo do wioski... Wtedy spotkałem jakąś osobę w lesie... Była to ta sama kobieta... Miała ciemne włosy i podartą koszulę nocną oraz rozciętą twarz... Zaczęła mnie gonić, a ja przez to wszystko wpadłem w krzaki... Wtedy las... On mnie... Zgwałcił... Zacisnął na mnie swoje pnącza i wciągnął w kolce... a tam była ta kobieta... Z jej ust wypełzł jakiś robal... Który potem dobrał się do mnie... I mnie zgwałcił... - mówił, przerywającym się ciągle głosem. Zacisnął zęby i znowu zaczął płakać.

Kibum od razu go mocno przytulił do siebie ponownie.

-Idź spać... Musiało Ci się to przewidzieć... - powiedział do niego spokojnie.

Jonghyun się zgodził i kilka minut potem zasnął. Key poszedł po chwili i w jego ślady.

***

    Po dłuższym, nieokreślonym czasie do pokoju weszli chłopacy, chcąc sprawdzić co się dzieje u przyjaciół. Stanęli w miejscu, widząc jak Jonghyun zbliża się do szyi młodszego. Obawiali się, że przeszkodzili im w bliskiej czynności. Gdy chcieli już wyjść, Onew zatrzymał ich gestem ręki. Zauważył wtedy, że Kibum dalej śpi, a kiedy Jjong otworzył buzię, wyłonił się z niego długi język umazany w czarnej krwi. Do tego z jego buzi wypłynęła czarna maź. Już miał się wgryźć w szyję kolorowowłosego, ale Jinki w ostatniej chwili wraz z Minho odsunęli platynowłosego i odrzucili na drugi koniec pokoju, w wyniku czego ten mało nie wpadł do zapalonego komina. Taemin w tym momencie obudził śpiącą Divę.

-Co jest? - zapytał, siadając, a w jednaj chwili wszyscy zwrócili się w stronę chłopaka, odrzuconego na drugi koniec pokoju.

   Podniósł się chwiejnie, by zaraz to zerknąć w stronę kominka. Wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem, a potem oblizał swoją buzię. Jego białka w oczach się powiększyły, a tęczówki zmieniły kolor na bursztynowy, twarz okryły blizny i brud połączony z zaschniętą krwią. Wyglądał jakby wyszedł po długotrwałej walce z potworem.

-Wszyscy umrzecie tej nocy - warknął demonicznym głosem, a po chwili rzucił się w ich stronę.

Minho skontrował jego atak i chwycił mocno jego ręce, które mu skrzyżował. Napastnik jak gdyby nigdy nic uderzył go głową w jego głowę i dzięki temu mógł przybić go do ściany. Przyłożył rękę do jego szyi, dusząc go przy tym. Spanikowany Kibum chwycił rękę Taemine, do którego się po chwili mocno przytulił. Najmłodszy najwyraźniej też był wystraszony, wnioskując po tym, że się przytulił do swojej ummy. Onew chwycił wiszącą na ścianie wiatrówkę. Dzięki Bogu była naładowana. Przeprosił pod nosem przyjaciela, wycelował w jego stronę i strzelił pociskiem w jego głowę. Jonghyunowi opadły ręce, jednak nie stracił równowagi. Nie ruszając się, odwrócił głowę w stronę różowowłosego i syknął na niego. Chciał już się na niego rzucić, ale Minho szybko otworzył klapę w podłodze i wepchnął tam starszego przyjaciela. Zignorował odgłos jego ciała, spadającego ze schodów. Zamknął po chwili klapę, zabezpieczając ją zatrzaskami, które wcześniej były już zamontowane do niej. Wszyscy odetchnęli z ulgą z wyjątkiem Kibuma. Ten dalej siedział nieruchomy w miejscu, a po jego policzkach spływały łzy.

~*~

Wiec tak prezentuje się drugi rozdzialik opowiadania. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo walczyłam z nim jak na wojnie, a sam przyniósł mi wiele stresu. I nie, nie chodzi mi o samo pisanie. Po prostu przez moją głupotę usunęłam go i przez dobre 15 minut spanikowana starałam się go odzyskać, aż w końcu udało się! *^*

I przepraszam Was najmocniej za tą czcionkę. Nie wiem, co ten blogspot mi odwalił ;3;

Chyba nic więcej nie mam tu do powiedzenia, tak więc wyczekujcie kolejnego rozdziału, który pokaże się za dwa tygodnie. ^^;;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz